Dzisiejszy dzień w przychodni był bardzo intensywny. W zasadzie tutaj wszystko nowe, więc może dlatego czas leci tak szybko. Na początek, co by dzień zacząć ciekawie, przepuklina pachwinowa. No i co my mamy z nią zrobić? Proszę Pana, do leczenia chirurgicznego, przepiszemy leki przeciwbólowe i proszę unikać ćwiczeń i wrócić w październiku. Dzięki Bogu, w październiku przylatują do nas chirurdzy z Polski, więc wszystkie rzeczy chirurgiczne – a zbiera się ich coraz więcej – zostawiamy na potem. Następnie kobiety w ciąży, przez te kilka dyżurów w przychodni wiem, że absolutny standard to badanie moczu + malaria. Dobra, coś już tam wiemy, przepisujemy badanie i czekamy na wyniki. Małe dziecko ze zrośniętym narządem płciowym. Nasza lekarka mówi: ‘Okej, to pójdzie szybko. Potrzebujemy jednej ampułki i zaraz sobie z tym poradzimy. (Spojrzenie na nasze miny) O, nie rozumiecie? To przecież proste. ‘Aha, no tak. Pokaż nam, bo nigdy czegoś takiego nie widziałyśmy.’ I wiecie co? To serio proste, z jakieś 30s sekund i było po problemie bez użycia żadnego przyrządu chirurgicznego. Później znowu dzidzia, strasznie się z Kasią ‘cieszymy’ na dzieci, bo kochamy przeliczać dawki leków 😛 Część z Was wie, ale dla nie medycznych i takich co własnych dzieci jeszcze nie posiadają: u dzieciaków liczy się dawkę w mg na kilogram masy ciała, czyli więcej mnożenia i czytania ulotek. W międzyczasie, gdzie zrobiło się luźniej, wyruszyłam na poszukiwania Pani E. Co za kobieta. To taka nasza SUPER – TURBO – Pielęgniarka. Ona po prostu robi mnóstwo rzeczy. Jest odpowiedzialna za leki, każdy pacjent przychodzi do niej z receptą, ona po opłaceniu, wydaje leki. To ona podaje wszystkie zastrzyki, kroplówki, robi wkłucia, waży dzieci, robi obchody, a w wolnym czasie przyjmuje porody 😉 Jak już wspomniałam wyżej, przerwa wśród pacjentów, idę do niej, bo na pewno ma robotę. Nie myliłam się, E mówi, chodź pokaże Ci jak ważyć dzieci, jak zapisywać to ich w dokumentacji. Jak coś to wołaj będę Ci podpowiadać. Stoję, na środku waga z haczykiem, kolejka matek, tak żeby nie skłamać kilkanaście (w naszej przychodni, jak na razie, porody są prawie codziennie) przy każdej dzieci, niektóre malutkie kilka miesięcy, inne trochę większe. Po pracy na moim wspaniałym warszawskim oddziale, mówię, oh serio? tylko 12 pacjentów? ‘Jedziemy z tym! Tak jak powiedziałam, tak też zrobiłam, więc kolejka w przychodni zmniejszyła się w przeciągu 15minut o połowę 😀 Tyle tutaj matek z dziećmi – tak wiem, już mówiłam, ale chce to podkreślić. Ale, ale, żebyście nie musieli się głowić po co ten haczyk… otóż dzieciątko wsadza się w materiałowe szelki (każda mama ma swoje) i zawiesza na haczyku. Zdjęcie poniżej. Akurat od wagi z haczykiem mam dwa kroki do ‘injection room’, pokoju, gdzie robi się wszystkie zastrzyki, podaże leków, wkłucia. Tutaj spędzamy trochę czasu z dzieciakami z malarią. Muszą otrzymywać lekarstwo domięśniowo lub dożylnie. Na drugim obrazku załączam dziewczynkę lat 7, która grzecznie pokazała mi ..miejsce wkłucia, nakreślając palcem swoją żyłę. Przyznaję to trochę dziwne, bo u nas 7-latki albo wrzeszczą, albo płaczą. Następnie idziemy zobaczyć dziecko, które urodziło się w nocy, poza dziwnie wyglądającym kikutem od pępowiny, wszystko jest w porządku. A matka? Jest w świetnym stanie, zwracam uwagę E i mówię, że jak ona dobrze wygląda przecież rodziła 5 godzin temu? E odpowiada ‘Oh Ana, niektóre następnego dnia robią już pranie.’ Jest jeszcze pokój zabiegowy, gdzie oglądam sobie Mężczyznę z wypadku motocyklowego. Po obejrzeniu jego kolana myślę sobie: no chłopie, w tych warunkach minie trochę czasu zanim rana zacznie się goić.’ Wracam do gabinetu lekarskiego, gdzie w międzyczasie Kasia zdążyła przyjąć pacjentów. Niestety ciężko nam idzie współpraca z lekarką, cóż poradzić, ale próbujemy dalej. Po powrocie czeka na mnie kiła i ameba. Gdy kończymy przyjmować pacjentów, robimy szkolenie dla pracowników. Na pierwszy ogień idzie EKG. Na razie prosto, jak podłączyć i wydrukować oraz pozycja boczna ustalona. Szkolenie jest w języku angielskim, ale dziewczyny chcą z nami współpracować, a po paru minutach już same zwracają sobie uwagę i podpowiadają innym koleżankom w suahili. Gdy zapytałyśmy, czy mają jakieś pytania, okazało się, że tak i to całkiem konkretne. Super, znaczy się, że uważały. Pytają, kiedy następny raz i co będzie omawiane, wow, szybkie głębokie spojrzenie w oczy Kasi i obydwie wiemy, że z tej mąki jeszcze będzie chleb. Później do domu, ale po szybkiej kawie (kawy nam tu pod dostatkiem!) lekcja prywatna dla naszego kierowcy ambulansu Lazaro. Uczymy go obsługi monitora i jak na pierwszą lekcję wystarczy. Po minie widzimy, że jest trochę przytłoczony technologią więc przerywamy i do zobaczenia jutro. Później lekcja w suahili, trochę głupio bo nie było kiedy powtórzyć słówek.. Ale jakoś odpytywanie poszło (tak, nasz nauczyciel odpytuje nas codziennie z poprzedniej lekcji) i czas na telefony z naszą wspaniałą Koordynatorką i prawdziwą Podporą Bożeną – która zawsze ma dla nas czas – a jutro wizyta z Ministerstwa. Ludzie chcą zobaczyć, czy my rzeczywiście realizujemy projekt, a może przyjechałyśmy na wakacje. I już pora na kolację, a po kolacji znowu ważne rzeczy, wpisy, robienie szkoleń, testowanie AED. I dzień się kończy w trybie ekspresowym, serio. Ale tak lubię i bardzo cieszę się na nowe jutro.