Gdy do przychodni przychodzi pacjent z bólami brzucha, myślimy z Kasią,
no nareszcie dur brzuszny! To nie tak, że życzymy komuś takiej strasznej
choroby, ale jakie jest prawdopodobieństwo, że w Polsce będę miała
styczność z takim pacjentem? Były już dwa fałszywe alarmy, jedna pani
przyjęta w nocy z bólami brzucha i gorączką i druga dziewczyna, przyjęta
o szóstej rano z wymiotami i okropnymi wzdęciami (jej brzuch był twardy
jak skała). Obie kobiety zgłosiły się do szpitala, z obawy o chorobę
zakaźną, gdy po wyniku krwi wyszło, że to jednak nie dur, wypisały się
do domów! Za każde lekarstwo i kroplówkę należy w Tanzanii zapłacić
(napisze kiedyś o systemie medycznym tutaj) więc pacjentki wiedząc, że
to nic groźnego zrezygnowały z opieki. Dzisiaj rano na obchodzie, na
łóżku leżała Grace i wyglądała źle. Zgłosiła się wczoraj w godzinach
porannych i z całej wymiany w suahili wyłapałam słowo – ‘tajfud’
(typhoid) – dur brzuszny. U niej objawił się ogólnym osłabieniem,
gorączką, biegunką. Wdrożone antybiotyki, płyny i czekamy. A co to w
ogóle jest ten dur brzuszny? Kiedyś nazywano go tyfusem, wywołują go
bakterie, które dobrze znoszą niskie temperatury oraz wysychanie.
Choroba duru brzusznego, to tak zwana choroba brudnych rąk, bo chory
wydala bakterie duru razem ze swoim kałem. Jak się więc nie zarazić?
Należy pić wodę TYLKO z pewnych źródeł i dbać o higienę osobistą (czytaj
myj ręce jak najczęściej). Można się już domyślić, dlaczego ta choroba
częściej występuje w Tanzanii a nie Polsce.
Dzisiaj pierwszy raz
widziałam malarię pod mikroskopem, D świetnie wszystko wytłumaczył. Na
rozmazie kropli krwi na szkiełku, widzimy kropki z jakby półobręczą.
Dzisiaj tych kropek w jednej kropelce było około 100. Liczy się takie
rzeczy, bo wtedy można mniej więcej oszacować jak ciężkie jest
zakażenie. Kropelka należała do pięcioletniego chłopca. Podziękowałam za
lekcję i znowu przypomniałam, żeby koniecznie mi mówili, jak coś
egzotycznego jest badane. ‘U nas nie ma malarii, przypadki w skali roku
można policzyć na jednym ręku. – Oh, Polska to musi być wspaniały kraj’ A
i owszem, jest wspaniały!
Poza pracą z pacjentami zaczęłyśmy też
szkolenia pracowników z EKG. Zauważyłyśmy nieużywany aparat, zaczęłyśmy
się zastanawiać, dlaczego z niego nie korzystają. Później zrobiłyśmy EKG
pacjentowi w ciężkim stanie i pracownicy pytali co my tam widzimy.
Okazało się, że aparat owszem jest, ale co z tego, skoro nikt im nie
wytłumaczył, jak go używać? Nie wszyscy uczęszczają na nasze zajęcia, bo
E-KaG to już wyższa szkoła jazdy. Zaczęłyśmy z czteroma osobami, ale
nasza grupa rozrosła się do sześciu. Szkolenia robimy po angielsku,
czyli ani naszym macierzystym języku, ani ich. Trzeba się trochę
‘pogimnastykować’, ale widać chęć do pracy, nie ważne po jakiemu kto
mówi. Rysujemy absolutne podstawy na tablicy, bo trzeba powiedzieć o
takich rzeczach jak: serce składa się z czterech części. Dla nas na
początku było to trochę szokiem, ale później po rozmowie z Kasią,
stwierdziłyśmy, że my takie rzeczy wiemy dzięki szkole, dzięki studiom. A
oni np. znają objawy malarii na pamięć, no i na spokojnie, będzie
wymiana obopólna 😉
Staramy się nie myśleć w naszych polsko-szpitalnych kategoriach, nie
pokazywać ostentacyjnie naszej wiedzy. Jak coś tłumaczymy to
łopatologicznie, jak dziecku, tak jak same byśmy chciały być uczone. Po
prostu, naprawdę chcemy, aby mogli rozpoznać choćby ten jeden zawał w
przyszłości. Tutaj skala osób z nadciśnieniem tętniczym jest powalająca.
Nie mówię o jakimś tam nadciśnieniu, tylko np. 240/170; 190/140.
Nieleczone prowadzą do udarów, zawałów i wielu innych ciężkich chorób.
Szybkie zdiagnozowanie doprowadzi do szybszego leczenia, a chodzi tu o
ludzkie życie. Zaproponowałyśmy, żeby sami ustalali, kiedy chcą mieć
zajęcia, bo nie chcemy przesadzić z ilością informacji/godzinę.
Tymczasem, jutro zapowiedziałyśmy im kartkówkę, więc czas na mnie, aby
ją przygotować.😂😂💪